wtorek, 22 lutego 2011

O pieczeniu chleba

Chleb nasz powszedni piekę sama od kilku tygodni. Najsampierw to strasznie chciałam posiadać maszynę do pieczenia chleba, ale potem zaawansowany kryzys procesu decyzyjnego stał się przyczyną pieczenia chleba w najzwyklejszym na świecie piekarniku. Nie potrafiłam i do tej pory nie potrafię zdecydować, która maszyna będzie tą właściwą. Ale to dobrze, bo jak już nabrałam wprawy w pieczeniu to stwierdzam, że nie ma sensu żebym kolejnym złomem zagracała bezcenną powierzchnię kuchni.Więc zaczęłam piec swój chleb i muszę przyznać, że z bochenka na bochenek jest, co raz lepszy. Pachnący, rumiany i wiem, co jem. Wcale się nie upieram, że jestem mistrzem w pieczeniu chleba, bo całkiem niedawno na babską imprezę do mojej własnej siostry upiekłam taki gniot, że jak by mnie napadli po drodze to tym chlebem w siatce mogłabym się bronić. Najważniejsze, że wiem, dlaczego taki wyszedł, – bo zamiast zwykłych drożdży dałam suszone i brakło mi cierpliwości żeby czekać aż porządnie urośnie. Zew babskiej natury, miłość do whisky i skłonność do przebywania w licznym gronie własnych kuzynek sprawiły, że na łeb na szyję piekłam i pędziłam na ploty zaniedbując haniebnie proces technologiczny.
Jak się zabrać za chleb? Otóż bardzo łatwo. Nabyć trzeba mąkę chlebową jest jej wiele rodzajów w każdym większym sklepie. Najbardziej przypadła mi do gustu mąka orkiszowa. Mieszam taką grubą mąkę z drobniejszą, bo nie przepadam za typowym czarnym, razowym chlebem. Wolę lekki, jasny chleb w typie wieloziarnistego i orkiszowego.
Następny niezbędnik to drożdże po wielu próbach do pieczenia chleba wolę te normalne, prawdziwe jakoś tak szybciej robota z nimi idzie.
Dodatki, jakie kto lubi w moim przypadku obowiązkowo trzy: słonecznik, siemię lniane i pestki dyni. No i na koniec istotna sprawa, w czym piec? Ja piekę w takich keksówkach, które nabyłam specjalnie na tę okazję. 
Bez przesady powiem, że to najlepsze keksówki jakie miałam w życiu bo po raz pierwszy nie walczę z żadnym papierem do pieczenia i smarowaniem. Owszem smaruję je w środku oliwą, ale dlatego, że lubię otręby na chlebie a jakoś się muszą te otręby do tego chleba przykleić po za tym foremki są fantastyczne i przyznam się, że robię nową blacharkę w kuchni to znaczy wymieniam powoli złom aluminiowy na te firmowe. Dość mam tych skorup zardzewiałych.

A teraz szczegóły na jeden bochenek chleba:
35dkg mąki chlebowej
15dkg mąki orkiszowej typ 650
5dkg drożdży zwykłych albo 1 opakowanie suszonych
łyżka soli
łyżka miodu
łyżka oliwy z oliwek
2 szklanki (400ml) maślanki

Dodatki wg mojego uznania:
3-4 łyżki siemienia
3-4 łyżki pestek z dyni
3-4 łyżki pestek słonecznika
Otręby do wysypana foremki w środku.

Najpierw zaczyn z drożdży: do kubka wkładam drożdże, większą szczyptę cukru i łyżkę mąki dolewam trochę ciepłej wody tyle żeby się wszystko połączyło powiedzmy, że ¼ szklnki. Taką paćkę stawiamy na kaloryfer żeby ożyła tylko uwaga diabelstwo rośnie błyskawicznie i nieprawdopodobnie ciężko umyć kaloryfer jak wykipi i pozalewa wszystko.
To jest czas, gdy do miski wsypuję mąkę, sól, miód, dodatki i ogrzewam maślankę tyle żeby była ciepła. Gotowy zaczyn dolewam do miski z mąką i zaczynam mieszać dolewając maślankę i oliwę. Siadam przed telewizorem i papram się w tym chlebowym błocie tak z 15 minut dłużej nie wytrzymam, brak mi cierpliwości. Ciasto ma konsystencję lepką, mocno kleistą. Nie dosypuję więcej mąki bo będzie za ciężkie i nie wyrośnie. Trzeba pamiętać, że te wszystkie dodatki pestkowe są dość duże i drożdze muszą się nieźle spiąć żeby nie wyszedł zakalec. Niech się lepi byle nie wyszedł zakalec. Przykrywam miskę folią spożywczą i zostawiam w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Po 30 minutach przerywam brutalnie proces rośnięcia po przez włożenie łapy i zamieszanie ciasta, po czym pozwalam mu rosnąć jeszcze koło 30 minut. Fachowcy nazywają to odgazowaniem a ma to na celu zmobilizowanie kolonii drożdżowych do jeszcze bardziej efektywnej pracy. Swoją drogą ciekawe, co na to ich związki zawodowe? Bo nie dość, że kolonie rosną prawie za darmo to jeszcze na chama się im efektywność zwiększa. Już gdzieś o tym słyszałam a wy? Wyrośnięte ciasto przekładam do foremki. Przechylam miskę i chlup do formy potem mokrą ręką delikatnie wyrównuję i wygładzam powierzchnię i znowu zostawiam na kaloryferze do wyrośnięcia na następne 30 minut. Teraz czas by nagrzał nam się piekarnik do jakiś 200 stopni. Cały proces pozornie wygląda na skomplikowany, ale wcale tak nie jest. Nabrałam już wprawy i bardzo lubię to całe pieczenie chleba.
Wyrośnięte ciasto wkładam do piekarnika a na jego spód stawiam miseczkę z wodą żeby podczas pieczenia chleb miał odpowiednią wilgotność. Piekę w maksymalnej temperaturze jakieś 20 minut a potem zmniejszam do 180 stopni i zostawiam tylko grzanie od dołu, ale przypominam, że każdy piekarnik ma swoje fochy. Piecze się około 60 miut po wyjęciu smaruję pędzelkiem gorący chleb zimną wodą zrobi się na nim taka błyszcząca skórka.
Życzę powodzenia i sukcesów. Upieczcie swój własny chleb, bo naprawdę warto. Podobno mężczyzna powinien wybudować dom, zasadzić drzewo i spłodzić syna, co w takim razie z kobietą? Kobieta powinna wiedzieć jak o ten dom zadbać po za tym musi umieć pomalować rzęsy w lusterku samochodowym i upiec chleb :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz